środa, 25 września 2013
Przygotowania do maratonu
Ciężko w to uwierzyć ale do mojego pierwszego maratonu zostało już mniej niż miesiąc, a dokładnie 3 i pół tygodnia. Nie wiem czy się cieszyć czy płakać :) Muszę przyznać że czasami tylko myśl o tym że ten dzień zbliża się nieuchronnie motywuje mnie do wyjścia z domu, szczególnie kiedy wracam do domu po pracy, głodna, zmęczona i robi się już ciemno. Najpierw wychodzę na dłuższy spacer z Pajką (ponieważ zrobiłam jej wakacje od biegania nie zabieram jej na razie ze sobą, nabiera sił przed następnymi zawodami), potem się przebieram i idę biegać (ok. 1h-1h15min) i dopiero jak wrócę i wezmę prysznic mogę coś zjeść i zająć się swoimi sprawami (niestety wtedy jest już ok. 22:00). Tak wyglądają dni, które poświęcam na trening czyli te w które nie mam zajęć po pracy. Przyznam że czasem jest dość ciężko ale jak już wrócę z biegania zawsze czuję się rewelacyjnie.
W ramach przygotowań w sobotę postanowiłam zrobić najdłuższy dystans przed maratonem. Chciałam przebiec 35km ale przebiegłam w końcu 33km, pod koniec zabrakło mi wody i pragnienie w połączeniu z ogromnym zmęczeniem stało się tak dokuczliwe że zrezygnowałam z ostatnich dwóch km. I tak ledwo doszłam do domu gdzie wypiłam bardzo dużo wody, myślę że się porządnie odwodniłam bo czułam się naprawdę słabo. Generalnie po tym biegu nie byłam w zbyt optymistycznym nastroju bo nie czułam się na siłach żeby przebiec jeszcze 9km ale mam nadzieję że to jednak był wpływ braku wody i że na maratonie trochę emocje też mi pomogą bo jeśli nie to będzie cienko :) Po tej małej "przebieżce" bolały mnie wszystkie możliwe mięśnie ale ku mojemu sporemu zaskoczeniu bardzo szybko się zregenerowałam, po dwóch dniach przerwy już właściwie nic mnie nie bolało i całkiem na luzie przebiegłam 9,5km dość szybkim tempem w między czasie robiąc 12 szybkich podbiegów na stromej górce w naszej okolicy. Naprawdę byłam zdziwiona że nie czuję już żadnych skutków sobotniej katorgi (bo dwa ostatnie km to była katorga). To było wczoraj a dziś zrobiłyśmy sobie z Kasią bardzo fajny bieg, 2km spokojnym tempem potem 4km szybkie (naprawdę całkiem szybkie) i znowu 2km spokojnie. Ostatnio wolę krótsze, intensywne treningi bo te dłuuuugie biegi już mnie nużą. No ale co poradzić, zdecydowałam się na maraton to teraz muszę jeszcze trochę pocierpieć. Po ostatecznym cierpieniu 19 października będzie można trochę odpocząć. Ale najpierw muszę tyyyyyyle przebiec:
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz