piątek, 15 marca 2013
Extremalny poranek
5:50 dzwoni budzik. Otwieram jedno oko i widzę że za oknem szaro a wiatr świszcze tak głośno że na sam dźwięk robi mi się zimno. Włączam drzemkę. 6:00 znowu dzwoni. Otwieram drugie oko i stwierdzam że nadal nie ma słońca i świszcze wicher. Znowu drzemka. 6:10 znów ten budzik. Nagle uświadamiam sobie że za 20 minut muszę być z Pajką na dworze ubrana, przytomna i gotowa na trening. Uh, nie był to najprzyjemniejszy moment dnia. Wstaję a raczej zwlekam się z łóżka, wyglądam za okno, na termometrze niby "tylko" -5 (środek marca!) ale wiejący wicher sugeruje że temperatura odczuwalna to co najmniej -30. No nic, życie to nie rurki z kremem, więc ubieram się, biorę zaspaną trochę Pajeczkę i wychodzimy. Od razu nas uderza lodowaty wiatr, Pajka kładzie uszy po sobie. Na szczęście Kasia z Flicką już na nas czekają, w kupie zawsze raźniej. Biegamy po dolince zasypanej śniegiem, czasem z wiatrem, czasem pod wiatr, na szczęście już po chwili się rozgrzewamy. Po 45 minutach stwierdzamy że już wystarczy tego szaleństwa jak na jeden piątkowy poranek i biegniemy do domu. Potem jeszcze gorąca kąpiel, pyszna kawa i do pracy.
Tylko niektórzy mieli takie szczęście że mogli zostać w ciepłym domku i wylegiwać się cały dzień:
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz