wtorek, 31 grudnia 2013

Zimowy koniec roku


Ostatnie trzy dni roku upłynęły nam biegowo :) W niedzielę rano pojechałyśmy do lasu z Kasią i Flicką i zrobiłyśmy sobie 15km wybieganie. Biegłyśmy trochę inną trasą niż zwykle (nasza standardowa pętla ma 10km) i było to fajne urozmaicenie. 
Wczoraj psy odpoczywały a my z Kasią miałyśmy trening szybkościowy (żeby potem móc nadążyć za psami), czyli po 20 minutach spokojnego biegu 8x 400 metrów dosyć szybkim tempem (może nie było to tempo na 100% możliwości ale było szybkie i męczące). Za to po treningu została miła satysfakcja i fajne zmęczenie :) 
Dziś rano jak się obudziłam wszędzie była mgła, nic nie było widać, niesamowity klimat. Przyszedł też w końcu mrozek, - 5 stopni. Kiedy dojechałyśmy do lasu mgła już opadła, zaczęło wychodzić słońce i cały świat był pokryty białym szronem, widok jak z bajki.


Biegło nam się super bo mróz zachęcał psiaki do szybkiego tempa, było super rześko i przyjemnie. W połowie drogi mijałyśmy polankę na której zatrzymałyśmy się na chwilę bo nie sposób było oprzeć się zimowym widokom:


Pajka trochę poskakała po pieńkach i oszronionych stołach:


Po krótkiej przerwie ruszyłyśmy dalej, pod koniec trasy były oczywiście przebieżki czyli psie wyścigi, jak dobiegłyśmy do samochodu Pajka skakała z radości jak szczeniak. Super początek dnia i wspaniałe zakończenie roku :)

piątek, 27 grudnia 2013

Grudniowy Kampisnos


Po trzech dniach pysznego jedzenia i względnego lenistwa (w zasadzie lenistwo a właściwie odpoczywanie było dopiero wczoraj bo wigilia i pierwszy dzień świąt były raczej zabiegane) poczułam potrzebę wyjścia z domu i zrobienia fajnego treningu. A jeśli fajny trening to najlepszy jest Kampinos :) Wyruszyłam z Pajką dosyć późnym rankiem (był plan wstać rano ale ponieważ miałam cały wolny dzień i z nikim nie byłam umówiona to nie miałam wystarczającej motywacji żeby się zrywać o świcie). Pogoda była mało zimowa, pięć stopni i pochmurno ale w lesie było bardzo przyjemnie. Pajka zachwycona wyprawą przez większą część trasy biegła galopem, dopiero na ostatnich kilometrach zwolniła. W planach miałam przebiec 20 km ale ponieważ fajnie nam się biegło postanowiłam wydłużyć dystans do 25 km. Po drodze jak zwykle trochę korzeni, piachu i podbiegów czyli bardzo urozmaicona trasa :)

Po 13 km chwila przerwy na zrobienie fotki i podziwianie krajobrazu:


Po dwudziestu kilometrach miałam lekki kryzys, nagle poczułam że już mi się nie biegnie tak lekko i przyjemnie i że nogi zrobiły się ciężkie a łydki i uda zaczęły boleć. Pomyślałam że chyba jednak przesadziłam z dystansem, zwłaszcza że byłam bez śniadania (jedynie po kawie z mlekiem sojowym) i bez wody (uznałam że 20 km dam radę bez wody przebiec a przyjemniej się biegnie bez obciążenia). No ale trzeba było jeszcze te ostatnie pięć kilometrów dobiec. Ponieważ nie chciałam wlec się noga za nogą zatrzymałam się na chwilę i porozciągałam obolałe mięśnie. Pomogło i spokojnym tempem dobiegłam resztę dystansu a nawet na ostatnich stu metrach pobiegłyśmy z Pajką (prawie) sprintem. Ale kiedy zatrzymałam się przy samochodzie mięśnie nieźle mnie piekły :)
Po krótkim rozciąganiu i odpoczynku wyruszyłyśmy w drogę powrotną. 


A w domu oczywiście po gorącej kąpieli i śniadaniu (jeśli można nazwać śniadaniem coś co się zjada po południu) wróciłam do odpoczywania i czytania książek, które dostałam od Mikołaja. Ach jak cudownie mieć wolne :)

niedziela, 22 grudnia 2013

Przedświąteczny trening

Dziś chyba już ostatni raz przed świętami wzięłam Pajkę na trening. Pojechałyśmy do lasu (tym razem bez Kasi i Flicki bo pojechały już na święta). Byłyśmy w lesie ok. 9:00, pogoda była super, ok. 0 stopni (ziemia była zmrożona) i przebijające się przez chmury słoneczko. Ponieważ ostatnio oglądałam sobie plan treningowy do półmaratonu i było tam sporo treningów gdzie kilka kilometrów biegnie się w docelowym tempie postanowiłam wypróbować jak się będę czuła w tempie 5:40min/km czyli takim żeby przebiec półmaraton poniżej dwóch godzin. Po 2km rozgrzewki ruszyłyśmy trochę szybciej, a ponieważ niespecjalnie umiem nadawać konkretne tempo to następne 5km przebiegłyśmy tak między 5:30-5:40min. na km. Tempo było fajne bo czułam że jest trochę szybciej niż zwykły trucht ale na tyle wolno że nie czułam dyskomfortu (jak przy biegu w tempie 4:40-5:20min. na km w zeszłym tygodniu który był mega męczący). Dla Pajki takie tempo też było w sam raz, specjalnie nie musiała się wysilać. Po 5km trochę zwolniłam i zrobiłam jeszcze 5 x 200 metrów prawie sprintem, tu się Pajeczka też wykazała dziś bo pruła przed siebie mimo że nie było Flicki i nie było się z kim ścigać. W sumie przebiegłyśmy 10km ale dzięki przebieżkom na koniec czułam się fajnie zmęczona. Po powrocie do domu Pajka dostała jeść a ja się zrelaksowałam w wannie z wielkim kubkiem pysznej kawy :) Taki początek dnia lubię :)

niedziela, 15 grudnia 2013

Pierwszy śnieg


W zeszłym tygodniu na chwilę przyszła do nas zima i nasypało trochę śniegu. Od razu wykorzystałyśmy sytuację i w sobotę rano pojechałyśmy do lasu. Co prawda nie było dużego mrozu więc śnieg był trochę mokry ale psy były bardzo zadowolone, ciągnęły i ścigały się ze sobą na 400 metrowych przebieżkach. Przebiegłyśmy trasę 11km w różnym tempie (10 x 400m bardzo szybko), porządnie się zmachałyśmy i szczęśliwe wróciłyśmy do domu. W niedzielę za to chwycił mróz i wyszło słońce. Co prawda niedzielny trening mnie ominął z powodu meksykańskiej Posady na której bawiłam się w sobotę wieczorem zajadając pyszne tortille oraz spożywając napoje, które pozbawiły mnie sił następnego dnia (nie było aż tak źle ale jednak bieganie postanowiłam odłożyć na następny dzień). Zabrałam za to Pajkę na długi spacer, pogoda była idealna, włóczyłyśmy się przez półtorej godziny po dolince ciesząc się dawno nie widzianym słońcem i świeżą zimą.


Niestety po weekendzie się ociepliło i śnieg zniknął. Zrobiło się szaro i mgliście. W piątek zabrałam Pajkę na wybieganie po Ursynowie, pobiegłyśmy z Kasią z dolinki aż do lasu Kabackiego (okazało się że trasa w obie strony to prawie 13km), siąpił deszcz i porządnie zmokłyśmy ale byłam zadowolona że w końcu zmieniłyśmy trasę i było trochę urozmaicenia. A dziś raniutko znów wyprawa do lasu, nie było nawet takiego strasznego błota (ostatnio trochę padało) i zrobiłyśmy sobie bardzo urozmaicony trening: 2km rozgrzewki, potem 4km szybkim tempem (w założeniu 4:40/km ale dwa pierwsze wyszły szybsze a dwa ostatnie wolniejsze) a następnie 10 razy 200 metrowych wyścigów prawie sprintem. Psy jak zwykle się ścigały, to jest chyba moja ulubiona forma ćwiczeń bo wiem że mogę biec na maksa bo po 200 metrach będzie odpoczynek. A psy też lubią się pościgać :) W sumie pokonałyśmy 12km i po szybkim rozciąganiu wróciłam  do domu na gorącą kąpiel i śniadanie.
W następnym tygodniu planuję zrobić Pajce przerwę od treningów na dolince (co za dużo to niezdrowo i trochę ją już to nudzi), zwłaszcza że po świętach będę miała trochę wolnego i pewnie zrobimy kilka wypraw do lasu, może nawet do Kampinosu się uda wyskoczyć :)

niedziela, 1 grudnia 2013

Wiatr, deszcz i błoto czyli nasza ulubiona pora na bieganie


Mamy za sobą bardzo jesienny weekend, zimy na razie nie widać. W sobotę pojechałyśmy z Kasią i Flicką do lasu kabackiego, już po wyjściu z domu okazało się że pada deszcz. No ale co robić, pobiegałyśmy po błocie i kałużach, psy wróciły umorusane jak rzadko, my zresztą nie lepiej wyglądałyśmy. Dziś już trochę lepsza pogoda była, wiał zimny wiatr ale przynajmniej nie padało. Pobiegłyśmy na skarpę i tam po lesie, po górkach i dołkach, śliskich liściach i błocie bawiłyśmy się w wyścigi (psy na najbardziej niebezpiecznych odcinkach najbardziej przyspieszały). Mimo zimna była to bardzo fajna wycieczka biegowa, psiakom też się chyba podobało. 
Po treningach oczywiście był czas na odpoczynek: 


I na różne inne przyjemności (wegańska zebra):


A przed nami znowu cały tydzień w oczekiwaniu na weekendowe lenistwo, ale na pewno szybko zleci :)

wtorek, 26 listopada 2013

Dog Orient, Tomaszów Mazowiecki


Sobotni poranek, a właściwie jeszcze noc bo o 6 rano było całkiem ciemno. No ale czeka nas przygoda więc wstaję całkiem raźno, Pajka otwiera jedno oko i śpi dalej, jeszcze nieświadoma wyprawy, która na nią czeka. A ja zaczynam się uwijać, szybkie śniadanie, kawa, herbata do termosu, kanapki, przysmaki dla Pajki, wszystko ląduje w plecaku i już jestem gotowa do drogi. O 7:00 wyruszamy z Warszawy (zaczyna się robić jasno) razem z Kasią i Flicką oraz Jankiem i Białą (po małym spięciu na przywitanie wszystkie trzy suki jakoś się układają w bagażniku). 
Przed 9:00 jesteśmy w Tomaszowie (udało się nie zabłądzić po drodze) i szykujemy się do startu. Jest bardzo dużo ludzi i psów, startuje ok. 70 zawodników. O 10:00 wszyscy ruszają, Pajka pędzi, wymija inne psy i leci jak szalona do przodu. Do zaliczenia mamy 10 punktów. Po wielu przygodach na poprzednich zawodach obiecałyśmy sobie z Kasią że zdajemy się tylko na siebie i mapę nie patrząc gdzie biegną pozostali zawodnicy. I tego planu trzymamy się cały czas, tylko przy jednym punkcie mylą nam się ścieżki w lesie i krążymy przez jakiś czas szukając punktu. Pozostałe punkty udaje nam się w miarę bezproblemowo odnaleźć.


Pogoda jest typowo listopadowa, szaro i chłodno ale do biegania idealna, psy są w swoim żywiole, Pajka jeszcze po 20km gdy ja już jestem coraz bardziej zmęczona, potrafi mnie nieźle pociągnąć. Prawdziwa rywalizacja zaczyna się po ostatnim punkcie, są przed nami 3 dziewczyny (niestety trochę źle obrałyśmy trasę, one pobiegły skrótem więc miałyśmy sporo do nadrobienia). Mimo to w połowie trasy z ostatniego punktu do mety udało nam się wyprzedzić trzecią dziewczynę a na kilkaset metrów przed metą dobiegłyśmy do dwóch pozostałych. Kasi udało się wyprzedzić jedną z nich i dobiegła jako druga a ja z Pajką wpadłam na metę 3 sekundy po trzeciej zawodniczce. Mimo że zajęłyśmy czwarte miejsce końcowa walka była naprawdę fajna i naprawdę niewiele nam zabrakło (9 sekund dzieliło mnie od pierwszej dziewczyny). Pajeczka jak zobaczyła metę puściła się sprintem a ja na miarę moich wyczerpanych sił starałam się dotrzymać jej kroku. W sumie przebiegłyśmy 30km w czasie trochę ponad 4 godziny.
A potem był już tylko relaksik, gorąca herbatka, jedzonko dla psów i dla nas i miło spędzony czas w oczekiwaniu na rozdanie nagród. Trzeba było jeszcze te góry nagród (Kasi i Flicki za 2 miejsce w kategorii kobiet i Janka i Białej za 2 miejsce w kategorii mężczyzn) upchać do samochodu i mogliśmy wyruszyć w drogę powrotną. Koło 19:00 byłam w domu, Pajka od razu poszła spać a ja za to spędziłam całą niedzielę popijając na zmianę kawkę i herbatkę i czytając książkę. Szkoda że ten weekend nie trwał wiecznie :)

niedziela, 17 listopada 2013

Po maratonie

Po maratonie nadszedł czas żeby trochę odpocząć i zregenerować się fizycznie i psychicznie :) Przez trzy tygodnie moje treningi ograniczyły się do jednego w tygodniu (spędziliśmy w tym czasie dwa długie weekendy na działce w czasie których oprócz długich spacerów z Pajką oddawałam się słodkiemu lenistwu). 
No ale ponieważ lenistwo nie może trwać wiecznie, w tym tygodniu powoli wracam do trochę częstszych treningów, po środowym godzinnym rozbieganiu w sobotę byłam z Pajką, Kasią i Flicką na Kabatach, zrobiłyśmy sobie ok. 11km dosyć szybkim tempem, a dziś pojechałyśmy do Kampinosu i przebiegłyśmy 17,5km. Pierwsze km były szybkie, psy ciągnęły jak szalone, potem już spokojniej ale i tak całkiem nieźle się zmęczyłam. Pogoda do biegania z psami jest teraz bardzo dobra, ok. 5stopni to dla nich temperatura w której czują się znakomicie. 
Po bieganiu za to były smakołyki i czas na odpoczynek:


poniedziałek, 28 października 2013

Mój pierwszy maraton

Po wielu miesiącach przygotowań (może nie zawsze w stu procentach takich jak bym chciała ale na pewno bardzo wytrwałych) w końcu nadszedł wielki dzień. Maraton był w sobotę, w piątek wzięłam wolne w pracy żeby trochę odespać ponieważ pobudka w sobotę była zaplanowana na 5:30 rano. Kiedy wstawałam wydawało się że jest jeszcze środek nocy. Dopiero kiedy zjadłam śniadanie i zaczęłam się zbierać do wyjścia zaczęło się rozjaśniać. Na strój do biegania założyłam dżinsy i kurtkę i z plecakiem na plecach wyruszyłam do Kampinosu (oczywiście nie na piechotę tylko autobusem).
Na miejsce startu dotarłam około 8:00, trochę za wcześnie jak się okazało ponieważ był bardzo zimny ranek i mocno zmarzłam czekając na start, który był o 9:00. 
W końcu jednak nadeszła godzina startu i ok. 100 osób wyruszyło na trasę. Postanowiłam biec jak najbardziej wygodnym tempem więc biegło mi się bardzo przyjemnie, widoki po drodze były nie do opisania, las, mgła, przebijające się miejscami słońce.

Pierwsze silne zmęczenie zaczęłam odczuwać ok. 20km. Trasa była dosyć trudna, sporo górek, miejscami piach, kilka stromych podbiegów, wszystko to spowodowało że po 20km moje mięśnie były już mocno zmęczone. Największy kryzys miałam chyba ok. 25km kiedy uświadomiłam sobie że do pokonania mam jeszcze 17km! Zastosowałam jednak strategię "oby do najbliższego punktu", na każdym punkcie dawałam sobie chwilę marszu na wypicie wody (wypijałam cały kubeczek bo mimo chłodu chciało mi się pić dosyć mocno, szczególnie w drugiej połowie). Oprócz wody dwa razy na trasie zjadłam kilka suszonych daktyli i wypiłam w sumie 400ml wody kokosowej (miałam ją w dwóch 200ml bidonikach przy pasie) i dzięki temu nie straciłam energii aż do mety na którą wbiegłam pełną parą (oczywiście przyspieszyłam 100m przed metą :)

piątek, 18 października 2013

Zawody psich zaprzęgów Czeneka, II miejsce w canicrossie

W sobotę i w niedzielę na Młocinach odbyły się zawody psich zaprzęgów. W zeszłym roku na nie nie pojechałyśmy więc w tym roku postanowiłyśmy to nadrobić. W sobotę wstałam raniutko i po małym śniadaniu i spakowaniu rzeczy wyruszyłyśmy z Pajką, Kasią i Flicką na zawody. Pojechałyśmy metrem ponieważ wysiadł mi akumulator i nie zdążyłam go naładować. Na miejscu bardzo dużo psów husky (w przeciwieństwie do Łodzi gdzie było dużo kłapouchów czyli mieszanek różnego typu). Ścigając się z huskimi zawsze mamy trochę większe szanse bo tamte psy są sporo szybsze. 
Po rejestracji i zapoznaniu się z trasą wyścigu zaczęłyśmy się szykować do startu. Po zostawieniu ciuchów w samochodzie znajomych musiałyśmy się intensywnie rozgrzewać bo było dosyć zimno. Pajka w tym czasie rozglądała się trochę zdziwiona całym tym zamieszaniem. Wystartowałyśmy jako drugie w canicrossie i początek był dosyć słaby:

Pajka jakby nie załapała że to wyścigi, zwłaszcza że Flicka została na starcie i nie było innych psów obok (starty były co minutę). Na szczęście po jakimś czasie zobaczyła przed sobą zawodniczkę, która startowała przed nami i wtedy dopiero ruszyła do przodu:

Przez resztę trasy biegłyśmy w miarę równym tempem, większą część trasy Pajka biegła galopem, czasem szybkim kłusem, niedaleko od mety wyprzedziła nas Kasia z Flicką więc ostatnią prostą przed metą Pajka poleciała sprintem.

 Po pierwszym dniu zawodach miałyśmy z Pajką 3 miejsce w kategorii kobiet. Z jednej strony bardzo się cieszyłam a z drugiej miałam świadomość że gdybyśmy lepiej wystartowały mogłoby być lepiej. Miałam nadzieję że następnego dnia Pajka już będzie wiedziała że to krótka trasa i trzeba pędzić od samego początku. 
Następnego dnia po kolejnej wczesnej pobudce i szybkim śniadaniu zapakowałyśmy się tym razem do samochodu i pojechałyśmy na miejsce zawodów. Nie wiedziałam ile przewagi miała nade mną zawodniczka która była na drugim miejscu ale obiecałam sobie że jeśli będzie taka możliwość to będę walczyć o drugie miejsce. Okazało się że było miedzy nami 30 sekund różnicy, z jednej strony niewiele, z drugiej był to dystans 2,6km więc dość mało czasu na nadrabianie strat. Ale postanowiłam spróbować. Startowałyśmy w kolejności od najszybszej do najwolniejszej więc dużym plusem było że najpierw wystartowała Flicka (Kasia była na 1 miejscu po pierwszym dniu!) a potem dziewczyna, którą miałam gonić :) 
Na chwilę przed startem, Pajka bardziej gotowa do biegu niż poprzedniego dnia: 

Wystartowałyśmy tym razem ostrym tempem, na horyzoncie widziałam jaskrawą koszulkę, którą chciałam dogonić. Starałam się biec równym tempem żeby zachować siły na całą trasę. Stopniowo dystans miedzy mną a zawodniczką z przodu się zmniejszał, mniej więcej w połowie trasy biegłam już kilkanaście metrów za nią. Tak dobiegłyśmy do ostatniej prostej na której zaczęły się prawdziwe wyścigi czyli sprint do wyplucia płuc :) W rezultacie wbiegłyśmy na metę 2 sekundy po naszej rywalce :) Czyli nadrobiłyśmy w tym biegu 58 sekund i przeskoczyłyśmy na 2 miejsce!

środa, 9 października 2013

Warsaw Track Cup 2013


Wczoraj wieczorem byłam na ostatnim (trzecim) biegu Warsaw Track Cup czyli zawodów, które odbywają się na bieżni na Agrykoli. Do pokonania są 3 dystanse: 1000, 1500 i 3000m. Biegów jest w sumie cztery czyli jeden dystans można poprawić ale przedostatnie zawody były we wrześniu kiedy byłam na wyjeździe więc byłam jedynie na trzech. Na szczęście żeby zaliczyć zawody i zdobyć medal trzeba pokonać wszystkie 3 dystanse, czwarty bieg jest nieobowiązkowy. 
Wczoraj został mi do zaliczenia dystans 1500m., startowałam po 20:00, była super atmosfera, muzyka, naprawdę fajny klimat. Poszło mi całkiem nieźle, miałam czas 6:30, przy okazji pobiłam swój rekord na 1km, który przebiegłam w 3:58min. Na moim dystansie startowało wczoraj 7 kobiet, wśród których byłam na drugim miejscu. To pocieszający wynik po ostatnich zawodach w Łodzi :)
Po biegu było pasta party i rozdanie medali. Bardzo fajna impreza, świetny komentator zagrzewający do walki i bardzo miłe zakończenie (każdy zawodnik wyczytywany osobno i dekorowany medalem). Myślę że za rok też się wybiorę :)
Na koniec miła niespodzianka, zdjęcie opublikowane przez Sportfotografia.pl:
 

niedziela, 6 października 2013

Kampinos jesiennie

 

Czas leci jak szalony, do maratonu zostały już tylko 2 tygodnie, więc przyszedł czas na ostatni długi trening. Do lasu pojechałyśmy całą naszą czwórką (z Kasią i Flicką), pogoda była idealna, chłodno (poniżej 10 stopni) ale słonecznie. Przez pierwsze 5km psy nadały ostre tempo, ledwo za nimi nadążałyśmy. W lesie było tak pięknie że naprawdę się cieszyłam że zdecydowałam się biec właśnie w Kampinosie, widoki są niesamowite i na pewno będzie bardzo przyjemnie (przynajmniej do pewnego momentu). Biegło mi się dzisiaj super, mimo tego że jestem lekko przeziębiona, czułam się lekko i przyjemnie. Dopiero po 20km zaczęłam czuć że dopada mnie zmęczenie, niestety druga połowa maratonu na pewno będzie dużym wyzwaniem. No ale jak nie pobiegnę to się nie przekonam jak jest :)
Pajka dzisiaj bardzo ładnie biegła, na pewno temperatura była dla psów dużo bardziej sprzyjająca dziś, dopiero pod koniec trasy zwolniła i widać było po niej że już trochę jest zmęczona. W połowie trasy po tym jak mnie przez kilometr galopem przeciągnęła zrobiła sobie małą kąpiel piaskową: 


Potem był jeszcze powrót 12km, z Flicką jak wiadomo raźniej:


A po porocie do domu laba i wylegiwanie się przez resztę dnia, idąc za przykładem innych domowników: 


I tak nam właśnie upłynęła niedziela :)

wtorek, 1 października 2013

Niedzielne przygody

 

W niedzielę wstałam wcześnie rano i po porannej kawie zapakowałam Pajkę do samochodu i wyruszyłyśmy do Kampinosu. Tym razem jednak nie czekało nas samotne wybieganie tylko trening w większej sforze. Było kilka osób na rowerach i jeden wózek z 10 (!!!) psami. Ja z Pajką niestety byłam bez roweru, który potrzebuje wymiany kilku części, postanowiłam przebiec z nią trasę szybkim tempem. Trochę teraz żałuję bo zostałyśmy dosyć szybko z tyłu (Pajka niestety na początku musiała się załatwić i psy ciągnące rowery nas wyprzedziły i już nie dałyśmy rady ich dogonić) i nie było okazji żeby się pościgać. No ale mam nadzieję że jeszcze niedługo się wybierzemy na ten trening i wtedy uda mi się już wziąć rower. 
 Przebiegłyśmy w sumie 13km fajnym tempem, potem miało być jeszcze ognisko ale już nie zostałyśmy bo w tym samym czasie w Warszawie Kasia biegła w Maratonie Warszawskim i chciałam zdążyć na trasę żeby jej pokibicować. Dobiegła w czasie 4:02h, jestem pod dużym wrażeniem :)
Pajka kibicuje na 35km:


środa, 25 września 2013

Przygotowania do maratonu


Ciężko w to uwierzyć ale do mojego pierwszego maratonu zostało już mniej niż miesiąc, a dokładnie 3 i pół tygodnia. Nie wiem czy się cieszyć czy płakać :) Muszę przyznać że czasami tylko myśl o tym że ten dzień zbliża się nieuchronnie motywuje mnie do wyjścia z domu, szczególnie kiedy wracam do domu po pracy, głodna, zmęczona i robi się już ciemno. Najpierw wychodzę na dłuższy spacer z Pajką (ponieważ zrobiłam jej wakacje od biegania nie zabieram jej na razie ze sobą, nabiera sił przed następnymi zawodami), potem się przebieram i idę biegać (ok. 1h-1h15min) i dopiero jak wrócę i wezmę prysznic mogę coś zjeść i zająć się swoimi sprawami (niestety wtedy jest już ok. 22:00). Tak wyglądają dni, które poświęcam na trening czyli te w które nie mam zajęć po pracy. Przyznam że czasem jest dość ciężko ale jak już wrócę z biegania zawsze czuję się rewelacyjnie. 
W ramach przygotowań w sobotę postanowiłam zrobić najdłuższy dystans przed maratonem. Chciałam przebiec 35km ale przebiegłam w końcu 33km, pod koniec zabrakło mi wody i pragnienie w połączeniu z ogromnym zmęczeniem stało się tak dokuczliwe że zrezygnowałam z ostatnich dwóch km. I tak ledwo doszłam do domu gdzie wypiłam bardzo dużo wody, myślę że się porządnie odwodniłam bo czułam się naprawdę słabo. Generalnie po tym biegu nie byłam w zbyt optymistycznym nastroju bo nie czułam się na siłach żeby przebiec jeszcze 9km ale mam nadzieję że to jednak był wpływ braku wody i że na maratonie trochę emocje też mi pomogą bo jeśli nie to będzie cienko :) Po tej małej "przebieżce" bolały mnie wszystkie możliwe mięśnie ale ku mojemu sporemu zaskoczeniu bardzo szybko się zregenerowałam, po dwóch dniach przerwy już właściwie nic mnie nie bolało i całkiem na luzie przebiegłam 9,5km dość szybkim tempem w między czasie robiąc 12 szybkich podbiegów na stromej górce w naszej okolicy. Naprawdę byłam zdziwiona że nie czuję już żadnych skutków sobotniej katorgi (bo dwa ostatnie km to była katorga). To było wczoraj a dziś zrobiłyśmy sobie z Kasią bardzo fajny bieg, 2km spokojnym tempem potem 4km szybkie (naprawdę całkiem szybkie) i znowu 2km spokojnie. Ostatnio wolę krótsze, intensywne treningi bo te dłuuuugie biegi już mnie nużą. No ale co poradzić, zdecydowałam się na maraton to teraz muszę jeszcze trochę pocierpieć. Po ostatecznym cierpieniu 19 października będzie można trochę odpocząć. Ale najpierw muszę tyyyyyyle przebiec:

piątek, 20 września 2013

Zawody psich zaprzęgów ALASKA


W niedzielę 15 października pojechałyśmy na nasze pierwsze od dwóch lat zawody canicrossowe, które miały miejsce pod Łodzią w lesie Łagiewnickim. Miejsce już nam trochę znane z zawodów Dog Orient, jednak tym razem było zupełnie inaczej. Przede wszystkim więcej konkurencji: canicross, bikejoring i scooter. Ze względu na pogodę dystans został skrócony do 3km (było ok. 20 stopni). Wydawałoby się co to jest 3km ale jak się okazało wcale nie było lekko :) 
Kiedy dotarłyśmy na miejsce było już bardzo dużo zawodników i psów, po rejestracji i odprawie weterynaryjnej musiałyśmy szybko lecieć na start bo canicross był pierwszą konkurencją. Startowało 10 zawodniczek z różnymi psami: husky, greyhundy lub eurodogi (nie rozróżniam tych ras, generalnie są to psy bardzo szybkie, szybsze i chyba bardziej zdeterminowane od psów północy) i niewielka ilość innych ras. Trochę się bałam jak Pajka będzie biegła bo po ostatnich długich wybieganiach biega raczej średnim tempem, bardzo dawno nie ćwiczyłyśmy szybkich biegów i ogólnie miałam ostatnio wrażenie że potrzebuje trochę przerwy w treningach. Mimo to wystartowała bardzo ładnie, pierwszy odcinek pobiegłyśmy sprintem.

 
Niestety po kilkuset metrach był nieduży podbieg, który jednak spowodował że musiałam zwolnić i czułam że niestety nie nadążam za Pajką, która przeze mnie też zwolniła. W tym czasie wyprzedziła nas Kasia z Flicką i dwie inne zawodniczki. Po chwili trochę nabrałam tchu i Pajka znowu przyśpieszyła i przez jakiś czas biegłyśmy w pewnym odstępie za dziewczynami z przodu. Niestety mniej więcej w połowie dystansu Pajka uznała że pewnie jeszcze ze 20km przed nami i zwolniła a ja też biegłam na bardzo wysokich obrotach i nie miałam za bardzo siły jej nakręcać żeby przyspieszyła. Dotarłyśmy na metę na przed ostatniej pozycji co było trochę smutne ale biorąc pod uwagę że prawie w ogóle nie ćwiczyłyśmy szybkości (poza bardzo sporadycznymi treningami) to można się było tego spodziewać. Kasia z Flicką dotarły na szóstej pozycji, dziewczyna, która zajęła pierwsze miejsce miała niewyobrażalny dla mnie czas 9 minut z kawałkiem (czyli trochę powyżej 3 minut na km). Mimo że miałam trochę niedosyt już po biegu (żałowałam że nie pobiegłam szybciej) to i tak doświadczenie było mega pozytywne, bardzo pocieszający był komentarz Bartka (jednego z organizatorów i komentatora biegu) który powiedział że ponieważ zwykle biegamy z Pajką na długich dystansach 30-50km (z tymi 50 to trochę przesadził hehe) to nawet nie zdążyłyśmy się jeszcze rozpędzić. I tego będę się trzymać :) 
Jeszcze pędzimy przodem ale Kasia z Flicką i inne zawodniczki depczą nam po piętach :)


Po biegu kiedy trochę ochłonęłyśmy poszłyśmy z Kasią nakarmić psy i wróciłyśmy na trasę żeby popatrzyć na starty bikejoringu i scootera. Widok był niesamowity, niektóre psy rozwijały zawrotną prędkość. 


Moje ogólne przemyślenia po tych zawodach są takie że muszę więcej czasu i energii poświęcić na treningi szybkościowe (swoje i Pajki), nie biegać z Pajką tras 20-30km w okresie poprzedzającym zawody canicrossowe bo to ją przyzwyczaja do oszczędzania energii. Na pewno dobrze by było poćwiczyć z nią trochę szybkość na rowerze, muszę nad tym pomyśleć na przyszłość.

Wszystkie zdjęcia zamieszczone w tym poście są autorstwa Karoliny Potockiej, za możliwość publikacji tak pięknych zdjęć bardzo autorce dziękuję.

sobota, 7 września 2013

Biegowa wycieczka nad jezioro


Przyszedł weekend i czas na długie wybieganie więc postanowiłam wybrać się z Pajką na wycieczkę biegową nad jezioro. Zerwałam się po 6 rano i po wypiciu małej kawy i spakowaniu małych przekąsek dla mnie i dla Pajki wyruszyłyśmy na trasę. Jak wyruszałyśmy było tylko 7 stopni, dobrze że wzięłam bluzę bo wstające słońce dawało złudzenie że jest cieplej. Ruszyłyśmy przez las i Pajka wyrwała do przodu nadając fajne tempo. Ścieżki biegły przez piękny las, który o tej porze dnia był zachwycający:



Po drodze mijałyśmy małe jeziorka w których Pajka mogła zmoczyć nosek i się napić. Po ok 15km dotarłyśmy nad jezioro, gdzie zaplanowana była mała przerwa na przekąski i odpoczynek. Myślałam że Pajka się wykapie ale widocznie było za zimno bo tylko zmoczyła łapki, napiła się i zaległa na piasku.


Po krótkim odpoczynku i relaksie nad brzegiem jeziora (nawet na molo trochę posiedziałyśmy), nadszedł czas żeby wyruszyć w drogę powrotną, czekało nas jeszcze 15km. Zrobiło się już cieplej ale na szczęście cała trasa biegła przez las gdzie nadal było całkiem chłodno i droga powrotna upłynęła nam bardzo przyjemnie. Dwa razy zatrzymałyśmy się nad małymi jeziorkami żeby Pajka mogła się napić i przebiegłyśmy całą drogę powrotną spokojnym tempem podziwiając krajobrazy (przynajmniej ja). Cała wycieczka zajęła nam ok 4 godzin, z czego biegu 3h 10 min (30,5km). Po powrocie obie z Pajką zjadłyśmy porządne śniadanie, m.in. sałatkę z banana, kiwi, świeżego ananasa i malin, mniam, mniam :) (tzn. ja zjadłam sałatkę, Pajka gustuje w innych smakach).


A potem cały dzień odpoczywania :) I tak w bardzo fajny sposób zakończył nam się chyba najbardziej biegowy tydzień bo zrobiłyśmy z Pajką w sumie prawie 70km na naszych mini wakacjach. Jutro już wracamy do Warszawy chlip :( ale nie będę płakać bo dawno tak nie wypoczęłam i mam nadzieję że dzięki temu będę miała dużo pozytywnej energii w najbliższym czasie. 

czwartek, 5 września 2013

Wrześniowe wakacje



No i znowu mamy wakacje :) Tym razem co prawda dosyć krótkie, bo tylko tydzień ale i tak jest super :) Od soboty jestem z Pajką w okolicach Bydgoszczy i Borów Tucholskich i staram się wypocząć ile wlezie bo ostatnio miałam wrażenie że już ledwo ciągnę. Od poniedziałku robimy sobie codziennie poranne treningi, ok. 10km po lesie z małą przerwą przy bardzo fajnej skarpie nad rzeką Brdą gdzie Pajka ma chwilę żeby zmoczyć nos i się napić. Najlepiej nam się biegało w poniedziałek, kiedy było zimno, pochmurno i wiał chłodny wiatr (nie było chyba 15 stopni). Od wtorku się ociepliło więc tempo trochę spadło, na szczęście poranki są już w miarę rześkie i nie muszę się zrywać o 5 rano. Dziś nawet udało mi się zrobić trochę podbiegów, nie tak stromych jak w Warszawie ale za to szybkim tempem i nawet Pajka trochę ze mną powbiegała bo nie chciała czekać pod drzewem i podniosła straszny lament jak kawałek odbiegłam. A po treningu i małej kąpieli w rzece oczywiście czas na sjestę:


Jutro robimy sobie małą przerwę za to w sobotę chciałabym przebiec dłuższą trasę, chociaż ma być dosyć ciepło więc wszystko zależy od tego jak Pajka będzie biec. 
W sobotę przed wyjazdem byłyśmy z Kasią na kolejnym biegu w ramach przygotowań do maratonu, tym razem trasa 25km przez las, którą przebiegłam w czasie 2h:28min. Nie było tak gorąco jak poprzednim razem i biegło mi się bardzo dobrze, dopiero ostatnia 5-cio km pętla dała mi się trochę we znaki ale generalnie byłam bardzo zadowolona z całego biegu. 
A teraz cały tydzień odpoczynku, czytania (kończy mi się już trzecia książka), gotowania dobrego jedzenia (w ogrodzie mamy prawie 10 ok. 30kg!!! dyń, więc od kilku dni zajadamy się plackami, zupą, leczo, ciastem i tym podobnymi potrawami z dyni) i ogólnego reeeelaksu :) Oby ten czas trwał jak najdłużej.
Leniwe wieczorki oczywiście z książką i Pajką u stóp: