poniedziałek, 28 października 2013

Mój pierwszy maraton

Po wielu miesiącach przygotowań (może nie zawsze w stu procentach takich jak bym chciała ale na pewno bardzo wytrwałych) w końcu nadszedł wielki dzień. Maraton był w sobotę, w piątek wzięłam wolne w pracy żeby trochę odespać ponieważ pobudka w sobotę była zaplanowana na 5:30 rano. Kiedy wstawałam wydawało się że jest jeszcze środek nocy. Dopiero kiedy zjadłam śniadanie i zaczęłam się zbierać do wyjścia zaczęło się rozjaśniać. Na strój do biegania założyłam dżinsy i kurtkę i z plecakiem na plecach wyruszyłam do Kampinosu (oczywiście nie na piechotę tylko autobusem).
Na miejsce startu dotarłam około 8:00, trochę za wcześnie jak się okazało ponieważ był bardzo zimny ranek i mocno zmarzłam czekając na start, który był o 9:00. 
W końcu jednak nadeszła godzina startu i ok. 100 osób wyruszyło na trasę. Postanowiłam biec jak najbardziej wygodnym tempem więc biegło mi się bardzo przyjemnie, widoki po drodze były nie do opisania, las, mgła, przebijające się miejscami słońce.

Pierwsze silne zmęczenie zaczęłam odczuwać ok. 20km. Trasa była dosyć trudna, sporo górek, miejscami piach, kilka stromych podbiegów, wszystko to spowodowało że po 20km moje mięśnie były już mocno zmęczone. Największy kryzys miałam chyba ok. 25km kiedy uświadomiłam sobie że do pokonania mam jeszcze 17km! Zastosowałam jednak strategię "oby do najbliższego punktu", na każdym punkcie dawałam sobie chwilę marszu na wypicie wody (wypijałam cały kubeczek bo mimo chłodu chciało mi się pić dosyć mocno, szczególnie w drugiej połowie). Oprócz wody dwa razy na trasie zjadłam kilka suszonych daktyli i wypiłam w sumie 400ml wody kokosowej (miałam ją w dwóch 200ml bidonikach przy pasie) i dzięki temu nie straciłam energii aż do mety na którą wbiegłam pełną parą (oczywiście przyspieszyłam 100m przed metą :)

piątek, 18 października 2013

Zawody psich zaprzęgów Czeneka, II miejsce w canicrossie

W sobotę i w niedzielę na Młocinach odbyły się zawody psich zaprzęgów. W zeszłym roku na nie nie pojechałyśmy więc w tym roku postanowiłyśmy to nadrobić. W sobotę wstałam raniutko i po małym śniadaniu i spakowaniu rzeczy wyruszyłyśmy z Pajką, Kasią i Flicką na zawody. Pojechałyśmy metrem ponieważ wysiadł mi akumulator i nie zdążyłam go naładować. Na miejscu bardzo dużo psów husky (w przeciwieństwie do Łodzi gdzie było dużo kłapouchów czyli mieszanek różnego typu). Ścigając się z huskimi zawsze mamy trochę większe szanse bo tamte psy są sporo szybsze. 
Po rejestracji i zapoznaniu się z trasą wyścigu zaczęłyśmy się szykować do startu. Po zostawieniu ciuchów w samochodzie znajomych musiałyśmy się intensywnie rozgrzewać bo było dosyć zimno. Pajka w tym czasie rozglądała się trochę zdziwiona całym tym zamieszaniem. Wystartowałyśmy jako drugie w canicrossie i początek był dosyć słaby:

Pajka jakby nie załapała że to wyścigi, zwłaszcza że Flicka została na starcie i nie było innych psów obok (starty były co minutę). Na szczęście po jakimś czasie zobaczyła przed sobą zawodniczkę, która startowała przed nami i wtedy dopiero ruszyła do przodu:

Przez resztę trasy biegłyśmy w miarę równym tempem, większą część trasy Pajka biegła galopem, czasem szybkim kłusem, niedaleko od mety wyprzedziła nas Kasia z Flicką więc ostatnią prostą przed metą Pajka poleciała sprintem.

 Po pierwszym dniu zawodach miałyśmy z Pajką 3 miejsce w kategorii kobiet. Z jednej strony bardzo się cieszyłam a z drugiej miałam świadomość że gdybyśmy lepiej wystartowały mogłoby być lepiej. Miałam nadzieję że następnego dnia Pajka już będzie wiedziała że to krótka trasa i trzeba pędzić od samego początku. 
Następnego dnia po kolejnej wczesnej pobudce i szybkim śniadaniu zapakowałyśmy się tym razem do samochodu i pojechałyśmy na miejsce zawodów. Nie wiedziałam ile przewagi miała nade mną zawodniczka która była na drugim miejscu ale obiecałam sobie że jeśli będzie taka możliwość to będę walczyć o drugie miejsce. Okazało się że było miedzy nami 30 sekund różnicy, z jednej strony niewiele, z drugiej był to dystans 2,6km więc dość mało czasu na nadrabianie strat. Ale postanowiłam spróbować. Startowałyśmy w kolejności od najszybszej do najwolniejszej więc dużym plusem było że najpierw wystartowała Flicka (Kasia była na 1 miejscu po pierwszym dniu!) a potem dziewczyna, którą miałam gonić :) 
Na chwilę przed startem, Pajka bardziej gotowa do biegu niż poprzedniego dnia: 

Wystartowałyśmy tym razem ostrym tempem, na horyzoncie widziałam jaskrawą koszulkę, którą chciałam dogonić. Starałam się biec równym tempem żeby zachować siły na całą trasę. Stopniowo dystans miedzy mną a zawodniczką z przodu się zmniejszał, mniej więcej w połowie trasy biegłam już kilkanaście metrów za nią. Tak dobiegłyśmy do ostatniej prostej na której zaczęły się prawdziwe wyścigi czyli sprint do wyplucia płuc :) W rezultacie wbiegłyśmy na metę 2 sekundy po naszej rywalce :) Czyli nadrobiłyśmy w tym biegu 58 sekund i przeskoczyłyśmy na 2 miejsce!

środa, 9 października 2013

Warsaw Track Cup 2013


Wczoraj wieczorem byłam na ostatnim (trzecim) biegu Warsaw Track Cup czyli zawodów, które odbywają się na bieżni na Agrykoli. Do pokonania są 3 dystanse: 1000, 1500 i 3000m. Biegów jest w sumie cztery czyli jeden dystans można poprawić ale przedostatnie zawody były we wrześniu kiedy byłam na wyjeździe więc byłam jedynie na trzech. Na szczęście żeby zaliczyć zawody i zdobyć medal trzeba pokonać wszystkie 3 dystanse, czwarty bieg jest nieobowiązkowy. 
Wczoraj został mi do zaliczenia dystans 1500m., startowałam po 20:00, była super atmosfera, muzyka, naprawdę fajny klimat. Poszło mi całkiem nieźle, miałam czas 6:30, przy okazji pobiłam swój rekord na 1km, który przebiegłam w 3:58min. Na moim dystansie startowało wczoraj 7 kobiet, wśród których byłam na drugim miejscu. To pocieszający wynik po ostatnich zawodach w Łodzi :)
Po biegu było pasta party i rozdanie medali. Bardzo fajna impreza, świetny komentator zagrzewający do walki i bardzo miłe zakończenie (każdy zawodnik wyczytywany osobno i dekorowany medalem). Myślę że za rok też się wybiorę :)
Na koniec miła niespodzianka, zdjęcie opublikowane przez Sportfotografia.pl:
 

niedziela, 6 października 2013

Kampinos jesiennie

 

Czas leci jak szalony, do maratonu zostały już tylko 2 tygodnie, więc przyszedł czas na ostatni długi trening. Do lasu pojechałyśmy całą naszą czwórką (z Kasią i Flicką), pogoda była idealna, chłodno (poniżej 10 stopni) ale słonecznie. Przez pierwsze 5km psy nadały ostre tempo, ledwo za nimi nadążałyśmy. W lesie było tak pięknie że naprawdę się cieszyłam że zdecydowałam się biec właśnie w Kampinosie, widoki są niesamowite i na pewno będzie bardzo przyjemnie (przynajmniej do pewnego momentu). Biegło mi się dzisiaj super, mimo tego że jestem lekko przeziębiona, czułam się lekko i przyjemnie. Dopiero po 20km zaczęłam czuć że dopada mnie zmęczenie, niestety druga połowa maratonu na pewno będzie dużym wyzwaniem. No ale jak nie pobiegnę to się nie przekonam jak jest :)
Pajka dzisiaj bardzo ładnie biegła, na pewno temperatura była dla psów dużo bardziej sprzyjająca dziś, dopiero pod koniec trasy zwolniła i widać było po niej że już trochę jest zmęczona. W połowie trasy po tym jak mnie przez kilometr galopem przeciągnęła zrobiła sobie małą kąpiel piaskową: 


Potem był jeszcze powrót 12km, z Flicką jak wiadomo raźniej:


A po porocie do domu laba i wylegiwanie się przez resztę dnia, idąc za przykładem innych domowników: 


I tak nam właśnie upłynęła niedziela :)

wtorek, 1 października 2013

Niedzielne przygody

 

W niedzielę wstałam wcześnie rano i po porannej kawie zapakowałam Pajkę do samochodu i wyruszyłyśmy do Kampinosu. Tym razem jednak nie czekało nas samotne wybieganie tylko trening w większej sforze. Było kilka osób na rowerach i jeden wózek z 10 (!!!) psami. Ja z Pajką niestety byłam bez roweru, który potrzebuje wymiany kilku części, postanowiłam przebiec z nią trasę szybkim tempem. Trochę teraz żałuję bo zostałyśmy dosyć szybko z tyłu (Pajka niestety na początku musiała się załatwić i psy ciągnące rowery nas wyprzedziły i już nie dałyśmy rady ich dogonić) i nie było okazji żeby się pościgać. No ale mam nadzieję że jeszcze niedługo się wybierzemy na ten trening i wtedy uda mi się już wziąć rower. 
 Przebiegłyśmy w sumie 13km fajnym tempem, potem miało być jeszcze ognisko ale już nie zostałyśmy bo w tym samym czasie w Warszawie Kasia biegła w Maratonie Warszawskim i chciałam zdążyć na trasę żeby jej pokibicować. Dobiegła w czasie 4:02h, jestem pod dużym wrażeniem :)
Pajka kibicuje na 35km: